Pani z obsługi
W zeszłym tygodniu miałem przyjemność obsługi pewnego Domu Pomocy Społecznej.
Jak każde miejsce i te tworzą przede wszystkim ludzie, a osoby które tam przebywają przeżyły już solidny kawał czasu stąpając po tej ziemi, zbierając cały ogrom doświadczeń.
Z jednej strony historie ludzi którzy się tam znajdują zasługują na książkę, ale nie o tym dzisiaj, opiszę tę drugą stronę – nie pensjonariuszy jak zwykło się ich nazywać, a tych którzy nad nimi czuwają, oraz dbają o czystość.
Standardowy przegląd gaśnic oraz hydrantów zacząłem jak to zwykle z rana. Obiekt nie wymagający szczególnie większych przygotowań, spodnie, buty robocze, kurtkę zostawiłem taką jaką miałem na sobie czyli na co dzień. Jedynie pomieszczenia piwniczne wydawały się opustoszałe, rozciągając się przez kilkadziesiąt metrów, po chwili udało się zlokalizować gaśnice, w jednej pająk uwił sobie gniazdo, w następnej kolejna rodzina cieszyła się z powiększonego grona, do czasu aż zakłóciłem ich spokój..
Gaśnice musiałem również wyczyścić z pajęczyn,
tak ażeby w razie jej użycia nie odstraszała wyglądem. Przeglądy na kolejnych piętrach przebiegały bezproblemowo do czasu wejścia na strych. Tam trzeba było się wspiąć po drewnianych surowych schodach. Były dość strome, stopień po stopniu… i trach! Zahaczyłem kurtką o wystający kawałek drewna.. a mogłem się przebrać.
Z konserwatorem który mi towarzyszył udaliśmy się jeszcze do palarni, palarni z prawdziwego zdarzenia. Gęsty dym unoszący się w pomieszczeniu można było pomylić z tym z pożaru gdyby nie zapach, zdradzający gdzie się znajduję – miejsce spalenia tysiąca papierosów. Wyprowadziłem szybko i bezpiecznie gaśnicę, sprawdziłem i na wdechu wniosłem z powrotem do środka.
Ostatnie pomieszczenie to pralnia, która znajdowała się na zewnątrz budynku, w osobnym obiekcie. Szukamy z konserwatorem gaśnic, sprawdzam po drodze wszystkie, które udało się odnaleźć. Trafiamy do ostatniego pomieszczenia z gaśnicą, a tam jakby mi los zesłał – Pani krawcowa, w ręce nitka i igła!
Grzecznie i uprzejmie pytam więc, czy nie znalazłaby minuty, żeby mi pomóc z kurtką jeśli ma czas?
Pani uśmiechnęła się równie serdecznie i powiedziała, że oczywiście. Nie ma nic więcej na dzisiaj do zrobienia, więc ma chwilę czasu zanim skończy pracę. Kurtka poszła pod igłę, a po niecałych 5 minutach już miałem jak nową. Dziękując za ten mały ale jak wiele znaczący dla mnie gest, obiecałem że się odwdzięczę. Następnym razem więc zabiorę ze sobą słodką przekąskę.
Panie sprzątające
Ostatni pomiar węży na maksymalne ciśnienie również zaowocował miłym, niespodziewanym gestem.
Badanie takiego węża polega na wpompowaniu do niego wody pod odpowiednio dużym ciśnieniem i sprawdzenie czy wytrzyma taką próbę. Jeśli nie przecieka, nic się nie dzieje to można użytkować takiego węża przez kolejne 5 lat.
Pomiary wykonuję na miejscu, więc ryzyko że coś się rozleje jest dosyć duże, zwłaszcza że czasem coś idzie nie pomyśli i mimo dokręcenia wszystkich uszczelnień nagle zaczyna coś tryskać.
Dlatego obok przenośnego urządzenia noszę ze sobą ścierki i ręczniki z mikrofibry. Po ostatnich próbach niemal wszystkie hydranty były wadliwie skręcone, co przełożyło się na rozlaną podłogę. Z pomocą przyszły Panie sprzątające dokładając wielkopowierzchniowych pochłaniaczy wody w postaci starych prześcieradeł. Użyliśmy wszystkich środków aby powstrzymać przecieki wody na wykładzinę, jaką były wyłożone korytarze.
W ferworze walki z hydrantami i wyciekami z nich zaginęły ścierki z mikrofibry.
Po zakończeniu badań węży zwinąłem sprzęt i powiedziałem Pani sprzątającej, że gdzieś tam zawinięte w prześcieradła pewnie są ścierki, niech już zostaną, Panie zrobią z niego nowy użytek.
Gdy miałem już spakowany niemal cały sprzęt, będąc gotowym do wyjazdu podeszła inna Pani z pralni, z pięknie złożonymi ściereczkami, do tego informując że zdążyły je jeszcze wyprać.
Taki mały gest, a ile sprawił radości, gdy bez żadnej prośby Pani sama wyszła z inicjatywą pomocy.
Małe uczynki potrafią dać wiele szczęścia i trzeba o tym pamiętać 🙂