To może się zdarzyć każdemu z nas...
Tlenek węgla, czad – cichy zabójca… kto z nas nie widział choćby raz nagłówka artykułu o tym tytule w internecie czy gazecie, no któż nie słyszał ani razu o tym gazie?
Co roku gdy zbliża się sezon zimowy jesteśmy ostrzegani, aby nie dać się zaskoczyć przez tlenek węgla. Co roku Strażacy organizują akcje informacyjne, jesteśmy przestrzegani w internecie, telewizji, prasie – zawsze się gdzieś pojawi o nim wzmianka.
A jednak.. co roku wciąż mamy wypadki. Co roku nie do wszystkich trafia jakie ten niebezpieczny gaz stwarza zagrożenie. Wszędzie możemy znaleźć groźne dla życia stężenie, ile czasu musi minąć zanim stanie się coś złego, co i gdzie stwarza ryzyko zatrucia.
Czytając artykuły na temat szkodliwości czadu, trafiamy na przyczynę jego powstawania – “niepełne spalanie spowodowane niewystarczającą ilością tlenu”. Czy coś to komuś w ogóle mówi? Co to jest niepełne spalanie, ile musi się spalić, a ile nie musi żeby powstał ten śmiercionośny gaz? A niewystarczająca ilość tlenu? Ile to jest wystarczająca, a ile już nie? Jak to zmierzyć?
Takie ogólne pojęcia mogą nie trafiać do wszystkich odbiorców, nawet jak ktoś już znajdzie artykuł, który ostrzega o tym niebezpieczeństwie, to po podsumowaniu typu: “dostarcz odpowiedniej ilości tlenu, aby spaliło się w pełni” nie wiemy wiele więcej niż przed przeczytaniem artykułu. Dalej nie wiadomo jak tak naprawdę się uchronić. Dlatego nie będę tu powtarzał po raz kolejny tego samego.
Postanowiłem więc podejść do tematu nieco inaczej. Opisuję możliwe przyczyny i okoliczności powstawania tlenku węgla, jak najbardziej przystępnie, obrazowo tak żeby po przeczytaniu mieć świadomość, co to jest niepełne spalanie oraz jak może wyglądać brak odpowiedniej ilości tlenu – by te dwa pojęcia zostały w pamięci.
Przedstawione historie zostały stworzone wyłącznie na potrzeby tego artykułu w celu lepszego zobrazowania zagrożeń, jakie mogłyby się zdarzyć każdemu z nas. Znajdują się tu 2 prawdziwe sytuacje: jedna z poniższych historii osobiście mi się przytrafiła (imiona zmienione, żeby nie było za łatwo zgadnąć która), druga to wspomnienia człowieka który prawie został zabity przez tlenek węgla.
Auto taty
Zbliżała się wiosna, dni stawały się coraz dłuższe, chociaż śnieg wciąż się utrzymywał. Na kalendarzu przesuwna kratka wskazywała ostatnie dni lutego..
Michał niedawno skończył 18 lat, drugi dokument, który odbierał zaraz po dowodzie osobistym to prawo jazdy. Nie mógł się już doczekać gdy wsiądzie pierwszy raz za kółko.
Pochwalił się nawet Malwinie, którą poznał 3 miesiące wcześniej u kolegi na imprezie, że tata obiecał mu dać auto, gdy tylko zdobędzie upragnione prawo jazdy. Malwina mieszkała zaledwie 2 ulice dalej, ale dopiero teraz zaczęli poznawać się bliżej. Nie mogli się już doczekać wspólnych wieczornych wyjazdów po mieście. Przegadali nie jeden dzień o tym, gdzie pojadą, co zobaczą, jak będą spędzać wspólne chwile.
Michał po otrzymaniu prawka jeździł razem z tatą kilka dni po osiedlu, uczyli się parkować pod domem, wjeżdżać do garażu. W garażu było sporo miejsca, bez problemu zmieścił się parkując w nim za pierwszym razem.
Z Malwiną zaplanowali wyjazd na sobotę, tata dotrzymał słowa i pożyczył synowi samochód, ale postawił warunek – najpóźniej o 22 w domu. Zakochani jeździli zatankowanym do pełna, świeżo umytym VW Passatem cały dzień, a to zatrzymując się przy parku, innym razem urządzając spacer po lesie. Zwiedzili też okoliczne jezioro, a gdy zajechali zjeść hot-doga na mieście, podziwiali przy okazji architekturę rynku.
Zbliżała się powoli 22, Malwina przypomniała swojemu kierowcy, że czas jechać do domu, ona też musi wrócić przed 24. Michał zajrzał jeszcze do kieszeni, czy nie zgubił przypadkiem pilota do garażu po drodze. Nie chciał budzić rodziców gdyby go nie znalazł, a wiedział że kładą się w okolicach 22. Pilot był tam gdzie miał być, na swoim miejscu głęboko w kieszeni. Ok czas wracać – powiedział, przekręcił kluczykiem w stacyjce, odpalił auto i niechętnie ruszył w kierunku domu. Gdy zajechali na podjazd, uruchomił bramę garażu, a po chwili wjechali do środka, zamykając ją za sobą.
To co? Widzimy się jutro? – zapytała Malwina
-Nie no, poczekaj jeszcze trochę, ogrzejesz się, zaraz Cię odprowadzę. Michał podkręcił ogrzewanie w samochodzie, ponieważ w garażu było zaledwie kilka stopni.
Dobrze im się rozmawiało tego wieczora, więc przegadali jeszcze godzinę.
Nagle Malwina poczuła niepokój,
-jestem zmęczona – powiedziała, po czym z hukiem oparła głowę o szybę przy fotelu pasażera.
-Malwina! Krzyknął Michał, próbując potrząsać ją za ramiona, ale nie odzywała się. Otworzył drzwi samochodu żeby ją wyciągnąć, ale w tym momencie sam upadł na podłogę.
-Co tak długo mu idzie? Zapytał tata Michała swojej żony.
-Spokojnie, młodzi są niech pogadają, oznajmiła.
-Pójdę chociaż zobaczyć czy czegoś im nie potrzeba, w końcu już po 23, czas żeby Malwina też wracała do domu.
-Zostaw ich samych.
Tata Michała tym razem nie posłuchał, poszedł sprawdzić co się dzieje w garażu. Otworzył drzwi i zobaczył samochód, który wciąż miał włączony silnik oraz dwoje dzieci, które powinny być już dawno w swoich domach, ale zamiast tego leżały nieprzytomne. Syn na podłodze, a jego dziewczyna wciąż w samochodzie.
Natychmiast otworzył drzwi garażu, zawołał żonę żeby przyniosła koce, wyłączył silnik, a następnie wyniósł ich na świeże powietrze, kładąc na kocach.
Wezwane służby ratunkowe natychmiast przystąpiły do działania, karetka zabrała ich do szpitala, a przybyła na miejsce Straż Pożarna od razu stwierdziła zbyt duże stężenie tlenku węgla w garażu.
Dzięki szybkiej interwencji taty Michała historia zakończyła się happy endem, ekspozycja na czad nie była na tyle duża żeby doszło do powikłań. Następnego dnia wszyscy wrócili do swoich domów, a ból głowy był najgorszym jakiego w życiu doświadczyli. Gdyby nie zostali na czas znalezieni oraz podłączeni pod tlen, historia mogłaby się zakończyć inaczej.
Jako ciekawostka: nowsze auta, które muszą przejść restrykcyjne normy spalania nie emitują już tyle tlenku węgla co samochody starszego typu produkowane przed laty.
Kiełbaski w garnku
Przełom wiosny i lata zawsze obfitował w wahania temperatury i pogody. Jedyne co było pewnie, to że słońce wciąż będzie się coraz dłużej utrzymywać na horyzoncie. Tadeusz spojrzał na zegarek: “oh już po 21, nie nacieszę się dziś słońcem, ale może w czerwcu.
Jak dobrze że już piątek..” rozmarzył się wracając z popołudniowej zmiany w pracy. Żona z córką wyjechały na weekend odwiedzić babcię, syn – Paweł, powiedział że dołączy do nich z tatą następnego dnia, bo obiecał spotkać się już miesiąc wcześniej ze znajomymi tego wieczora.
To był wyjątkowo ciężki dzień dla Tadeusza, w magazynie którym pracował musiał rozładować dostawę dwóch tirów, a następnie wszystko poukładać. Przekładając towar z 16 palet które mu przyszło rozkładać, roznosząc artykuły na regały w magazynie nadźwigał się mocno. Bolały go ręce i ramiona, gdy szedł do domu, ale nie o tym myślał. Teraz jego myśli krążyły tylko wokół tego co zje na kolację.
Postanowił zrobić sobie szybki posiłek, który zawsze się sprawdzał w takich sytuacjach. Zamykając za sobą drzwi zostawił wszystkie swoje rzeczy w przedpokoju, od razu udając się do kuchni. Wlał wodę do garnka, wrzucił wczoraj zakupione 3 kiełbasy, przygotował kanapki, wziął ze sobą piwo z lodówki i poszedł do sypialni wreszcie odpocząć. Włączył telewizor, akurat leciał ulubiony program przyrodniczy, oglądał go z radością zajadając kanapki popijane piwem. Był bardzo zmęczony, odłożył posiłek, postanowił że na chwilę tylko się zdrzemnie. Gdy zamknął oczy – zasnął, co nie zajęło mu więcej niż 2 minuty.
W tym czasie jego syn zbierał się z imprezy.
-“Na razie” – rzucił na odchodne,
-„zostań jeszcze chwilę” – namawiali go koledzy
-“muszę jutro jechać do babci z tatą”, odpowiedział i wyszedł.
Po kilkudziesięciu minutach doszedł wreszcie pod swój blok, otworzył najpierw drzwi na klatce schodowej, następnie podszedł do drzwi swojego mieszkania. Sięgając jeszcze raz po klucze zauważył że coś śmierdzi.. Otworzył drzwi i zastał całe mieszkanie w dymie. Nic nie widział, oprócz ścian. Szybko udał się do kuchni, garnek wciąż był na gazie, wokół wszystko czarne, a garnek generował coraz większe ilości dymu. Wyłączył gaz, otworzył okno, szybko pobiegł do pokoju taty, który wciąż spał.
Zaniepokojony próbował go obudzić, ale nawet nie drgnął. Sąsiedzi zaczęli się schodzić, ponieważ dym zaczął się wydostawać również przez drzwi. Paweł poprosił jednego z nich żeby pomógł mu wyciągnąć tatę z mieszkania. Karetka która przyjechała na miejsce, zabrała Tadeusza do szpitala… Tym razem, dzięki szybkiemu powrotowi syna, udało się zapobiec nieszczęściu, a tata Pawła wrócił następnego dnia do domu.
Weekendowy grill
Dzisiejsza sobota nie zwiastowała dramatycznych wydarzeń jakie miały się za chwilę rozegrać. Sierpniowe słońce doskwierało wszystkim wokół. Temperatura w cieniu dochodziła do 30*C.
Świeżo upieczonemu małżeństwu Natalii i Jakuba nie chciało się nigdzie wychodzić w taki upał. Od dawna natomiast chcieli wybrać się na grilla, zjeść kiełbaski, przyrządzić szaszłyki oraz pieczone ziemniaki. Postanowili jednak, że nie będą wychodzić na zewnątrz a zrobią grilla na balkonie który mieli. Był on na tyle przestronny że udało im się zmieścić grilla, 2 krzesła i stół.
Niebo zaczęło się chmurzyć, spojrzeli na siebie porozumiewawczym wzrokiem.
-“No jak zwykle, ledwo co wyciągnąłem grilla i już chmury, może jeszcze deszcz spadnie?!” powiedział Kuba.
-“Może, może, zobaczymy czy to tylko przejściowe chmury” – odpowiedziała Natalia.
Wszystko od dawna mieli gotowe, grill, węgiel drzewny, rozpałki, no i przede wszystkim potrawy na ruszt. Chwilę później zaczęli się już zajadać pierwszymi ziemniaczkami i szaszłykami. Nagle spadły pierwsze krople deszczu.
-“O! – chyba będziemy się zbierać z balkonu?” -zaproponowała Natalia.
-“Poczekamy, może to tylko przelotne”.
Ale deszcz przybierał na sile, z mżawki zrobił się bardziej intensywny opad.
Balkonowi grillowicze szybko schowali cały sprzęt do środka, zamknęli balkon.
-”Może wyniesiemy grilla na zewnątrz i przykryjemy?” – zaproponowała Natalia.
-“Nie, zaraz przejdzie, będziemy musieli za chwilę znowu rozpalać” – odpowiedział Kuba.
-”Ok poczekajmy chwilę, ale zaraz go wyniosę, tyle się słyszy o wypadkach z ogniem i czadem” dorzuciła Natalia.
-”Oj nie przesadzaj, zaraz przestanie padać.” uspokoił Kuba.
Ale mijały chwile, a deszcz wciąż padał. Dogasający grill spalał powoli cały tlen w szczelnie zamkniętym mieszkaniu.
Nagle Natalii zebrało się na wymioty, wiedziała co może być powodem, nie miała czasu analizować czy to przez jedzenie które przed chwilą trafiło do żołądka czy przez tlenek węgla. Zerwała się z krzykiem:
-“otwieraj okna”! Kuba zdezorientowany, widząc przerażenie w oczach żony ruszył w stronę okna w kuchni, otworzył też w salonie. W tym samym czasie Natalia otworzyła balkon i okno w sypialni łapiąc jak najwięcej świeżego powietrza.
-“A nie mówiłam!” krzyknęła rozgniewana, gdy wynosili grilla z powrotem na zalany deszczem balkon.
Gdyby nie opanowanie i artykuł który przeczytała jakieś 2 lata wcześniej o zagrożeniu jakie niesie niedopalone drewno i żar, to historia mogłaby się zakończyć inaczej.
Komin sąsiada
Bartek mieszkał od 10 lat w dwupiętrowej kamienicy. Ogrzewał mieszkanie kotłem gazowym. Jakiś czas wcześniej trafił na program w telewizji, a później nawet na artykuł w internecie na temat ryzyka zatrucia się tlenkiem węgla podczas ogrzewania piecykiem na gaz, który wisiał w łazience. Wziął to za ostrzeżenie, niedługo potem udał się do najbliższego sklepu kupił czujkę tlenku węgla i zainstalował w domu.
Był to schyłek jesieni, Bartek grzał się w najlepsze na swojej kanapie, popijając gorącą herbatę, oraz przeglądając wiadomości na smartfonie.
Sąsiad z piętra poniżej postanowił zrezygnować w tym roku z przeglądów kominowych oraz wentylacji, podobnie jak rok wcześniej i jeszcze rok wcześniej..
Kiedyś zapytany przez Bartka na klatce schodowej czemu nie robi przeglądów? Odpowiedział, że 30 lat już tu mieszka i nic nigdy się nie stało, że szkoda pieniędzy. Bartek postanowił nie drążyć tematu, starając się nie kłócić z sąsiadem.
Jakiś czas po tym spotkaniu, czujka u Bartka zawyła już 3 raz… w jednym tygodniu.
-“Znowu ta głupia czujka – chyba się zepsuła, będę musiał ją sprawdzić albo wymienić baterie” pomyślał.
Wziął wdech, nabrał powietrza w płuca jak najwięcej umiał i wypuścił starając się przedmuchać otwory czujki.
-“No, może znowu przestanie wyć przez kilka dni ”.
Jednak tym razem nie pomogło, po 50 minutach czujka znowu zapiszczała.
W tym momencie pracowała należycie.
Zaalarmowany ciągłym wyciem czujki, nie zlekceważył tym razem alarmu, zadzwonił po Straż Pożarną.
Podczas oględzin okazało się że sąsiad mieszkający piętro niżej ma pęknięty komin, a nieszczelność powodowała wydobywanie się czadu do mieszkania Bartka.
Tym razem to czujka stała na straży życia.
Piecyk gazowy w łazience
To była jedna z tych zim, kiedy temperatury dochodziły do -20℃. Grudniowe wieczory zaczynały się już po godzinie 16, gdy mrok przykrywał niebo. Pani Krystyna przyszła do domu z zakupami, jak co piątek po pracy. Rozpakowała siatki, ugotowała dwa obiady, usiadła na kanapie, obejrzała jeszcze kilka programów w telewizji, zajadając się w międzyczasie świeżo przyrządzoną porcją.
O godzinie 19 poszła do łazienki żeby wziąć kąpiel w wannie. Przygotowała piżamę na wieczór, weszła do łazienki i powiesiła ją na wieszaku, po chwili zamykając również drzwi od toalety. Włączyła radio, przygotowała płyny do kąpieli, wszystko było gotowe żeby się zrelaksować. Z łazienkowej kratki wentylacyjnej trochę nawiewało zimno, więc uszczelniła ją odpowiednio ścierką, która była pod ręką. Mrozy tej zimy były wyjątkowo odczuwalne w całym mieszkaniu, więc trzeba było się odpowiednio dogrzać. Jaki byłby lepszy sposób na to niż kąpiel w wannie?
Piątkowy wieczór dopiero się zaczynał, więc mogła wreszcie się odprężyć po całym tygodniu. Nie chcąc tracić czasu, w trakcie nalewania wody ułożyła się wygodnie w wannie. Ciepła woda wciąż napływała, aż wypełniła niemal całą wannę. Krystyna wyłączyła kran. Zamknęła oczy słuchając muzyki i powoli zaczęła się odprężać…
Po kilkunastu minutach zaczęło jej się robić niedobrze,
-“może to coś z obiadu?”, pomyślała.
Jednocześnie nasilał się ból głowy i pulsowanie w skroniach. Postanowiła wyjść z wanny. Zaczęła się wycierać, nałożyła piżamę, chwyciła za klamkę od drzwi w łazience i… upadła na ziemię tracąc przytomność.
Kilka minut później mąż Krystyny przekroczył próg mieszkania, wracając z popołudniowej zmiany. Otwierając drzwi ujrzał leżącą na podłodze żonę. Natychmiast wezwał pomoc. Służby ratunkowe zjawiły się na miejsce, żona została zabrana do szpitala.
Okazało się, że przyczyną złego samopoczucia podczas kąpieli i utraty przytomności było zatrucie się tlenkiem węgla. Kocioł gazowy, potocznie zwany piecykiem gazowym, który ogrzewał mieszkanie, spowodował wydzielanie się czadu, który nie miał ujścia, gdy Krystyna zatkała otwór wentylacyjny. Nie czuła zapachu, ani nie widziała zupełnie niczego, co mogłoby wskazywać na wydzielanie się tlenku węgla. Oprócz bólu głowy nie czuła zupełnie nic, nagle tracąc przytomność. Gdyby stężenie tlenku węgla byłoby większe, nie doczekała by nawet końca nalewania wody do wanny.
Ptasie gniazdo
Na koniec relacja hydraulika, naprawiającego ogrzewanie:
“W roku 1984 zostałem prawie zabity przez zatrucie tlenkiem węgla z kotła gazowego, gdy przewód kominowy został zablokowany przez ptasie gniazdo.
Z własnego doświadczenia myślę, że to bardzo nieprzyjemny sposób umierania.
Poszedłem do nieruchomości, która była wynajmowana aby naprawić instalację wodno-kanalizacyjną i centralne ogrzewanie zanim wprowadził się nowy najemca, zapaliłem kocioł aby go rozgrzać, zanim wykonałem test spalania.
W ciągu kilku minut poczułem się zdecydowanie gorzej, pogorszył mi się wzrok i dostałem oszałamiającego bólu głowy, czułem, że zaraz zwymiotuję i zataczałem się w kierunku drzwi wejściowych, kiedy upadłem. To wszystko wydarzyło się dosłownie w ciągu kilku minut od włączenia tego kotła!
Na szczęście zostawiłem klucz w drzwiach frontowych i zostałem znaleziony przez agentkę która wynajmowała nieruchomość, była na tyle przytomna, że wyłączyła kocioł i wyciągnęła mnie na świeże powietrze.
Obudziłem się jadąc karetką, miałem podłączoną maskę tlenową i czułem że śmierć stoi nade mną. Doświadczyłem najgorszego bólu głowy, jakiego kiedykolwiek miałem. Musiałem spędzić noc w szpitalu pod obserwacją i odradzono mi pracę i jazdę przez siedem dni, oraz dużo, dużo świeżego powietrza.
Agentka wynajmująca nieruchomość zjawiła się zupełnie przypadkowo, przejeżdżając zatrzymała się tylko dlatego, że widziała moją furgonetkę zaparkowaną na zewnątrz. Gdyby się spieszyła, nie widziała mojej furgonetki lub po prostu nie zadała sobie trudu, żeby się zatrzymać, byłbym już trupem. “
Za ile można uchronić życie?
Sprzedajemy również czujki tlenku węgla w sklepie stacjonarnym.
Przychodzą klienci, którzy z pełną świadomością zagrożeń jakie niesie czad, kupują je do domu: do kominka, do garażu, do kotła na gaz, chroniąc siebie i rodzinę.
Cieszę się, gdy przychodzi klient i mówi, że czytał artykuł o tlenku węgla, czy też widział w telewizji i postanowił sam się zabezpieczyć.
Ale są też inni klienci, którzy trafiają się znacznie rzadziej, ale negocjujący cenę za życie. Pytają po ile jest dana czujka, gdy odpowiadam jaka jest cena, słyszę kolejne pytanie: “czy może jest tańsza?”. Oznajmiam wtedy najczęściej, że prowadzimy tylko sprawdzone, które są niezawodne, gdy najbardziej ich potrzeba.
Ceńmy sobie zatem jakość produktów i usług.
Nie ważne jak często, jak wiele mówi się o zagrożeniu czadem, to nie do wszystkich przemawia samo hasło “czad zabija”. Gdy hasło to nie zadziała na wyobraźnię, machamy ręką z towarzyszącą nam myślą: “mnie to na pewno nie spotka”.
Dlatego powstały powyższe historie, mając nadzieję że zostaną w pamięci na dłużej, gdy ktoś z Was stanie w jednej z takich sytuacji i uratuje życie swoje albo osób w pobliżu. Czasem wystarczy kogoś ostrzec, uświadomić jakie zagrożenie może nieść niesprawny piecyk gazowy, nieszczelny lub zablokowany przez gniazdo ptaków komin, grill w domu/altanie, samochód w garażu, czy też garnek na gazie – by uratować komuś życie.